Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Drodzy Państwo. Przeglądając tegoroczne czasopisma dotarłem do istotnych, rzeczowo sformułowanych rozważań Jerzego Strumiłowskiego Ocist – mnicha cysterskiego w opactwie w Jędrzejowie, doktora habilitowanego nauk teologicznych w „Polonii Christiana” Nr 91. Ze względu na wartość i ważność tego artykułu w skróconym zakresie pragnę go dziś tu przedstawić.
„NAUKA z mocą i władzą”
Wszystkie trzy ewangelie synoptyczne podają zgodnie, że nauka Jezusa była innego rodzaju niż nauczanie uczonych w Piśmie. Jezus nauczał, jak ten który ma władzę…
Co to znaczy, nauczać jak ten, który ma władzę?
Izraelici oczekując na przyjście Zbawiciela, w swoim oczekiwaniu byli prowadzeni przez proroków. Prorocy obwieszczali im prawdę o Bogu i często robili to w sposób autorytatywny. Jednak prorok zawsze przekazuje naukę kogoś wyższego. Nawet Mojżesz, kiedy przyniósł z Góry Synaj tablice z Prawem Bożym, sam przecież tego Prawa nie ułożył , ale otrzymał je od Boga Najwyższego.
Zatem jedynym, który ma władzę jest sam Bóg. Tylko Bóg jest władny ustanawiać prawa i zasady. Bóg stworzył świat i to On ustanowił reguły rządzące tym światem. Również On nam je objawia. Jest zatem coś demonicznego w tej ludzkiej uzurpacji do stanowienia praw i norm.
W systemie demokratycznym, którego podstawowa zasada głosi, że większość ma prawo ustalać zasady, według których żyje społeczność ludzka, jest zasiane ziarno praktycznego ateizmu. A samo przeświadczenie, że oto my możemy stanowić o tym, jakie prawa mają obowiązywać, niesie w sobie echo buntu Adama z Raju, który sam chciał poznać dobro i zło. I ta pokrętna i antyreligijna logika dochodzi do głosu również i w Kościele Chrystusowym. Coraz częściej stawiane są przeróżne postulaty zmian nauczania Kościoła. Jednakże Kościół, chociaż przez mistyczne zaślubiny z Chrystusem, stanowi z Nim jedno Ciało. Kościół więc jest tylko tym, który otrzymuje Objawienie, a Chrystus będąc Głową Kościoła, pozostaje tym, który ma władzę. Wobec tego Kościół nie posiada takiej mocy, aby zmieniać swoje nauczanie – Ewangelia Mateusza 5, 17 – 19. A sama zmiana byłaby zdradą Oblubieńca.
Chrześcijanie, którzy mniemają, że można zmienić fundamentalne zasady w Kościele – w istocie nie rozumieją albo w ogóle nie poznali jeszcze Chrystusa (pomimo, że czasem zajmują wysokie stanowiska w Kościele). Bo co oznacza, że Chrystus naucza jak ten, który ma władzę? Albo inaczej można by zapytać: w jakiego Chrystusa wierzą współcześni chrześcijanie? Czy w Tego, który ma rzeczywiście władzę i któremu winni jesteśmy posłuszeństwo, czy raczej w jakąś podróbkę Chrystusa, którą można sprowadzić do tolerancyjnego przyjaciela czy towarzysza?
W jakiego więc Chrystusa wierzy chrześcijanin, który przecież zna Prawo Boże, a jednak twierdząc, że wierzy, jednocześnie tego prawa nie respektuje? W jakiego Chrystusa wierzy młody człowiek, który wie, że w związku intymnym można żyć tylko zawarłszy związek w Panu (w sakramencie małżeństwa), a jednak decyduje się to zlekceważyć, bo bez sakramentu jest mu łatwiej? W jakiego Chrystusa wierzy matka, sama, owszem, religijna, która jednak, kiedy jej córka rozpoczyna wspólne życie bez ślubu „miłosiernie” to akceptuje – wbrew Chrystusowi? Albo w jakiego Boga wierzą liberałowie domagający się usankcjonowania w Kościele związków homoseksualnych, podczas gdy Bóg homoseksualnymi aktami się brzydzi?
Wydaje się, że wyjścia są dwa. Albo dzisiaj wielu chrześcijan nie uwierzyło w prawdziwego Chrystusa, pełnego mocy, lecz zadowolili się Jego pluszową imitacją. Albo uwierzyli i wiedzą, kim On jest, ale ich serca są w jakiś sposób opętane, więc rozbrzmiewają w nich słowa złego ducha, wobec którego Pan zamanifestował swoją władzę: „Czego chcesz od nas, Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić. Wiem, kto jesteś: Święty Boży. (Mk1,24).
Ktoś jednak mógłby wysunąć wobec powyższych słów zarzut, że to jest próba zaszczepienia w ludziach pobożności pełnej lęku, sugerując, że mamy podążać za Jezusem ze strachu. Otóż nie!
Mamy być posłuszni Bogu z miłości – to jest cel. Lecz nawet jeśli ktoś nie kocha Boga, to winien jest Mu posłuszeństwo z samej sprawiedliwości. Bowiem panowanie Boga nad światem nie zależy od naszej akceptacji tego panowania. Ono jest podstawą struktury świata. Manifestacja władzy Jezusa rzeczywiście jest argumentem za naszym poddaniem się. Na początku, poddaniem się z bojaźni Bożej (nie z lęku) a z poznania Jego Majestatu, a następnie z zachwytu nad tym Majestatem. Bo Chrystus, który ma władzę i tę władzę wykorzystuje nie po to, by nas potępiać, ale by nas zbawiać, godzien jest wszelkiego uwielbienia.
Jeśli więc powołujemy się na wiarę z miłości, to gdzie jest miłość chrześcijanina do Chrystusa, jeśli ten chrześcijanin lekceważy nakazy Pana? Gdzie jest miłość, jeśli chrześcijanin postrzega Jezusa jako kogoś bezradnego, kto musi podporządkować się naszym pomysłom jak ma wyglądać Kościół, albo milcząco akceptować nasze grzeszne wyroki?
W takiej liberalnej postawie oczywiście nie ma lęku ani bojaźni. Nie ma w niej też jednak miłości. Bo bojaźń Boża, która jest darem Ducha Świętego, a więc darem Bożym, darem Ducha Miłości, prowadzi do prawdziwej miłości i poznania prawdziwego i jedynego Syna!
Z wyrazami szacunku:
Czesław Robak